Na planie „Czterech pancernych i psa”

Relacjonujący kręcenie „Czterech pancernych i psa” statyści niejednokrotnie podkreślają przesympatyczną atmosferę, która stała się ich udziałem. Ludzie z prawdziwą przyjemnością wcielali się w żołnierzy polskich oraz niemieckich. Co prawda czasami zdarzało się, że ubierając niemiecki mundur młodzi spotykali się z negatywnymi reakcjami starszej części naszego społeczeństwa, ale z takich zachowań można rozgrzeszyć starszych ze względu na przeżycia z czasów II wojny światowej, których byli uczestnikami, a o których przypominały niemieckie mundury. Takie mniej pozytywne reakcje były jednak zdecydowanie rzadsze, przeważał huraoptymizm towarzyszący kręceniu jednego z najpopularniejszych już wtedy seriali. Na plan zdjęciowy ściągały tłumy ludzi zainteresowanych pracą ekipy filmowej. Często zdarzało się, że przeszkadzały one w kręceniu kolejnych ujęć.
Jeden ze statystów – bydgoski dziennikarz Andrzej Grześkowiak – w swoim artykule w bardzo ciekawy sposób zrelacjonował dzień na planie. Jego ogólne wrażenie, jak i innych statystów, sprowadza się do kilku spostrzeżeń, wśród których najczęściej pojawiają się słowa „czekanie”, „ciężka praca”, „mozolne powtórki”. Swój udział w scenach na Rybim Rynku opisuje w sposób następujący:
„Wokoło tłumy bydgoszczan przyglądają się pracy filmowców. Krótką odprawę przeprowadza drugi reżyser – Andrzej Wróbel. Objaśnia nasze czynności i treść ujęcia. Pierwsza próba, druga… Wyjeżdżamy z placu. Kolumna ustawia się na sąsiedniej ulicy – Grodzkiej. Ruszamy do pierwszych zdjęć. Samochody zatrzymują się. Skaczemy. Ten zeskok był dla mnie fatalny. Piekielnie boli mnie lewa noga. W prawe kolano uderzyłem się kolbą karabinu. Biegnę jednak do działa. Odpinamy w pośpiechu pokrowce. Szybko, byle szybciej. Tu musi być tempo, jak w czasie prowadzonych działań wojennych. Kamera terkocze. Pot leje się z czoła.
Stop, woła reżyser Nałęcki. Zupełnie źle. Okazuje się, że ›zagraliśmy bez pojęcia‹.
W takim tonie wypowiada się większość statystów. Dziesiątki powtórzeń, prób i wielogodzinne przygotowania do scen, które w rzeczywistości filmowej trwały nie więcej niż kilka minut. Bardzo ważnym elementem, do którego wg relacjonujących ekipa filmowa przykładała olbrzymie znaczenie, były sprawy idealnego odwzorowania mundurów, za które odpowiadał Jan Zabłocki. To właśnie kierownik bezbłędnie odszukiwał odpowiednie stroje dla licznych statystów, którzy pojawiali się w serialu.
Olbrzymia przyjemność spotykania się ze znanymi z telewizji aktorami związana była z ich przesympatycznymi reakcjami. Andrzej Grześkowiak opowiada na łamach swojego artykułu, jak Wiesław Gołas pokazywał mu, w jaki sposób ma zagrać jedną ze scen, również i inni aktorzy byli bardzo uprzejmi i pomocni.