Młodzi „bogowie” zza kulis „Czterech pancernych i psa” oczami ówczesnych nastolatków

Hollywood – miejsce światowej sławy. Każdy z nas ma swoich idoli z filmów i seriali. Młodzi ludzie wzorują się na nich i są na bieżąco z ich poczynaniami. W okresie wojny również istniały wzorce dla ówczesnej młodzieży. Także w naszej kochanej Bydgoszczy nagrywano serial pt. „Czterej pancerni i pies”. Mało kto wie, że dwa odcinki „ Wysoka fala” i „Daleki patrol” kręcono na terenie Starego Rynku i nie tylko. Wciąż są osoby, które mile wspominają chwile spędzone na planie serialu. Będąc w wieku młodzieńczym: Pani Elwira Chrząstkowska, Pani Krystyna Cofta i Pan Adam Kamiński z przyjemnością oddawali się śledzeniu poczynań kręcenia serialu „Czterej pancerni i pies”.
„Moim ideałem był zawsze Gustlik…” – przypomina sobie Elwira Chrząstkowska (świadek kręcenia odcinka „Czterech pancernych i psa” w Bydgoszczy). Gustlik był wyjątkowym aktorem. Kochały się w nim wszystkie nastolatki i także Pani Elwira. Z łezką w oku wspomina chwile spędzone na planie kultowego w tamtych czasach serialu. „Był to tak przemiły człowiek, że aż…” dech zapierało w piersiach na jego widok. Zawsze uprzejmy i taktowny wobec młodych dam. Tak wspomina go Pani Elwira. Ale jej idol z młodzieńczych lat miał także niepowtarzalną cechę, płynnie przechodził z rodzimego języka na gwarę śląską. Doskonale wiedział, że wprawiało to w zachwyt wszystkie nastolatki. Dla Pani Elwiry był tak prawdziwy, że mówiła, że Gustlik i Pieczka to te same osoby. Oczywiście oboje lubili pożartować i pośmiać się. Gustlik mawiał: „Bo z Ciebie taki czołgista, jak z diabła organista”, a Pan Franciszek potrafił rozbawić tłum pędzących do niego nastolatek z plikiem pocztówek spichrzy, błagających o autograf na drugiej stronie. Do dzisiaj Pani Elwira pamięta sytuację w sekretariacie, kiedy to Gustlik podszedł do nich i zapytał:
– O! Dziewczyny, co robicie?
– Tniemy kartki, żebyście nam autografy dawać mogli – odpowiedziała z uśmiechem na twarzy.
– Dawać! – krzyknął. Pomogę wam je pociąć.
Wspomina go jako „młodziutkiego chłopaka”, bardzo miłego i chętnego do rozmów z fankami.
Pani Elwira oprócz Gustlika pamięta także serialowego Janka: „Dużo dziewczyn podkochiwało się w Janku…”. Ale to nie on skradł jej serce. Janusz Gajos grający tę postać różnił się od swojego bohatera z serialu. Według Pani Chrząstkowskiej, Janek powinien kochać Szarika, a w rzeczywistości był mu on obojętny: „Nawet pies nie za bardzo słuchał Janka”. Według niej, nie za bardzo lubił zwierzęta. Po kręceniu pies zawsze podbiegał do Gustlika.
Janusz Gajos nie był tak rozrywkowy, jak Pan Pieczka, raczej spokojny, ale zawsze zorganizowany i stonowany. Był świetnym aktorem, jednak nie miał tak dobrego kontaktu z młodymi, jak Pieczka.
„Jeśli chodzi o serialową Marusię… pamiętam jak Pola Raksa zapomniała swojej kwestii. Otworzyła buzię… (miała po rosyjsku swoją kwestię). I co dalej… Kompletna cisza” – śmieje się Pani Elwira.
Pani Chrząstkowska wciąż pamięta, jak wszyscy zbierali się w domu z telewizorem i oglądali odcinek „Czterech pancernych” kręcony w Bydgoszczy. Kolejnym świadkiem kręcenia scen serialu „Czterech pancernych i psa” był Pan Adam Kamiński. Zupełnie inaczej widział pracę na planie niż Pani Elwira, ale oboje są zgodni, że był to wyjątkowo spędzony czas. Jako młody chłopak dostał ofertę dublowania bohaterów w scenach pod wodą i nad wodą. „Umowy były podpisywane jako aktor. Czułem się trochę, jak taki aktor, chociaż nigdy nim nie byłem” – wspomina z uśmiechem na twarzy. „Pracowałem jako ratownik na ówczesnej Astorii… miałem specjalistyczne kursy wszystkie pokończone” – opowiada Pan Adam. Jednym słowem, był nastolatkiem pragnącym wrażeń.
Praca na planie była nie lada ciężką pracą, ale sprawiała mu bardzo dużo radości. „Atmosfera była rodzinna” – mówi Pan Kamiński. Wszyscy bardzo dobrze się bawili. „To z krzesłem się pływało, to gdzieś tam do barki podpływało, batalistyczne sceny… Kazali strzelać – strzelałem, kazali wpadać – wpadałem” – wspomina ze śmiechem. Największe jednak wrażenie wywarł na nim profesjonalizm aktorów i ich stosunek do innych: „Nikt nie krzyczał, nikt nikomu nie groził palcem. Z aktorami byłem na ›ty‹. Każdy z nich podszedł, przytulił , poklepał po ramieniu”.
Pisano o tym nawet w gazetach: „Filmowcy, aktorzy, statyści – wszyscy byli dla siebie bardzo mili”, „Co więcej, nikt nie miał żadnych wymagań, oni wiedzieli jak grać. Nie to co teraz…” wspomina z tęsknotą Pan Adam. Pan Kamiński nigdy nie zapomni ciągłego powtarzania ujęć skoków. Za każdym razem wyskakiwał z wody jak oparzony (sceny te kręcono w październiku, kiedy to temperatura wody była bardzo niska), wychodził na ląd i słyszał od reżysera: „Przygotować się, kręcimy jeszcze raz”. Największym problemem dla p. Kamińskiego stanowiło zdjęcie oficerskich butów: „Jak się namoczyły, to nie dało się ich zdjąć!”. Jak sobie radził? „Nie ściągałem ich po prostu! Rozcinałem spodnie nożyczkami i zakładałem nowe, suche”.
Można by powiedzieć, że Pan Adam uprawiał sport ekstremalny, przechodził różne poziomy niczym bohater gry komputerowej: „Po skakaniu, tak jakby zaliczyłem pierwszy poziom, potem zrobiło się trudniej. Trzeba już było latać po wybranych punktach. Strzelali do mnie, a ja leciałem, wzdłuż tej śluzy były poukładane takie deski, pod tymi deskami wybuchało to wszystko”. Dodatkowo sprawę utrudniały „warunki” śmieje się pan Adam: „Tu światło, tu cię oślepiają, tu świeci, tu jedna kamera, tam druga, tam trzecia, tam czwarta, lecisz między tym, wpadasz do tej wody, trafiony!!!”. To nie to! – krzyczy reżyser i trzeba było wszystko powtarzać od nowa. „I znowu te buty… Duży problem…”.
Aktorzy z przyjemnością rozmawiali z młodymi ratownikami i nawet razem spędzali wolne chwile; „Cześć, tam tego jakby stara gwardia…”. Pan Adam bardzo mile wspomina, jak to późnym wieczorem wszyscy spotykali się na planie i rozpoczynali kręcenie, a około godziny 4 nad ranem aktorzy odwozili młodzież pracującą z nimi do domów. A jak widział pracę aktorów?:
„Aktorzy cały czas odpoczywali…” – śmieje się Pan Kamiński. Aktorki były cały czas w biegu: „Trach, trach, kręcimy tu, tu, tu, dziękuję, do widzenia, pa kochani, cześć i nie ma, poszła… następna ›do golenia‹ – tak wyglądały noce podczas kręcenia popularnego w 1968 r. serialu.
– Noce?! – spytałam zgromadzonych zdziwiona.
Tak – odpowiedzieli wszyscy.
Kamerzyści oraz statyści docierali na plan w okolicach godz. 23, aktorzy dojeżdżali w okolicach północy. I tak do 4 nad ranem pracowano. Wielu mieszkańców Bydgoszczy nawet nie miało pojęcia, że w ich mieście właśnie przebywa sławny aktor. Byli oni przyprowadzani tylko na sceny, w których grali. Na przykład Pola Raksa przyjeżdżała o północy i zaraz znikała. Statyści mieli na sobie drogocenne mundury z odznakami, dlatego planu filmowego pilnowało wojsko, żeby nikt niczego nie ukradł. Pan Adam ze śmiechem wspomina, że mimo wszystko udało mu się przemycić jedną odznakę NSDAP, ale koledzy byli lepsi od niego (mieli po trzy, cztery odznaki). Nie każdy jednak wspomina te sceny przyjemnie. Starsi ludzie bardzo emocjonalnie podchodzili do aktorów chodzących w niemieckich i rosyjskich mundurach. Przypominała im się wtedy wojna, w przeciwieństwie do młodych, dla których była to niesamowita rozrywka i wyjątkowo spędzony czas. Pan Adam pamięta także, że Bydgoszcz zrobiła na wszystkich aktorach ogromne wrażenie. Ich bazą noclegową był akademik przy ulicy Koszarowej na osiedlu Błonie. Obiady jadali na stołówce w budynku Żeglugi Bydgoskiej. „Nie to, co teraz – catering, pięciogwiazdkowe hotele” dodaje Pani Elwira. Aktorzy upodobali sobie restaurację na ulicy Grunwaldzkiej, do której chętnie zaglądali (aktualnie znajduje tam się stacja benzynowa „Orlen” na Czyżkówku). Pan Kamiński wspomina, jak to koledzy z Gdańska dzwonili do niego: „Adam! Słuchaj! Włączaj telewizor. Właśnie leci Twoja Bydgoszcz w serialu”. Każdy odcinek „ Wysoka fala” i „Daleki patrol” oglądała cała jego rodzina i przyjaciele.
Kolejnym świadkiem jest Pani Krystyna Cofta-Wysokińska, która wspomina noce spędzone na obserwowaniu planu jej ulubionego serialu (a wszystko to było możliwe dzięki dozorcy, który wieczorami wpuszczał ją do budynku Żeglugi Bydgoskiej, w którym wówczas pracowała). Pewnej nocy wyglądając przez okno tegoż budynku, zauważyła nadjeżdżający samochód i wysiadającą z niego Polę Raksę. Chwilę później zaczęto kręcić scenę, w której Janek z Marusią wpadają do gmachu Dyrekcji Żeglugi Bydgoskiej zaaranżowanego wówczas na budynek GESTAPO, a przed nimi pędzi Szarik, (bohater, bez którego film ten na pewno nie byłby tak popularny i lubiany), zmotywowany do biegu widokiem kiełbasy trzymanej w ręku przez tresera. Oczywiście wiele scen kręcono także w ciągu dnia. „Gdy zabłąkał się jakiś zagapiony przechodzeń i znalazł się w świetle kamery przerywano natychmiast kręcenie filmu i scenę trzeba było powtarzać aż do znudzenia…” – dodaje pan Adam. Zdarzało się, że reżyser zdenerwowany tłumem przepędzał gapiów na plan „Sąsiadów” – drugiego filmu kręconego wtedy w Bydgoszczy.
Zarumieniona Pani Krystyna śmiejąc się, opowiada że do końca życia nie zapomni sytuacji, kiedy to reżyser zaczął krzyczeć przez tubę do jej koleżanki: „Ta pani z czarnym kokiem niech się przesunie, bo w kadrze ją widać!” albo jak Janusz Gajos zwrócił się do nich: „Hej, dziewczyny!”. Mina Poli Raksy dwuznacznie „zdziwionej” zaistniałą sytuacją pozostanie Pani Wysokińskiej na zawsze w pamięci. Pani Krystyna nie miała swojego ulubieńca, każdy aktor był dla niej wyjątkowy: „Wiesław Gołas, Franciszek Pieczka, Janusz Gajos, Pola Raksa, Włodzimierz Press… Wszyscy byli wyjątkowi. No i oczywiście Szarik”. Zawsze lubiła pobawić się z którymś z Szarików. W wielu scenach brali udział statyści: ucieczka Niemców z miasta, przejazd wojsk, gdy miasteczko było zalane, uciekający ludzie. Pani Krystyna, nawiązując do nocnych scen, przypomina sobie, że w ciągu dnia trudno było wypatrzeć jakiegoś aktora – raz wracając do domu zauważyła wóz konny z rannymi, który jechał w stronę fary, a w nim Pana Czechowicza. Było to nie lada osiągnięcie. Niektórzy ludzie trzymali lornetki, byle tylko wypatrzeć idola. „Wy młode tam się kręcicie, to załatwcie naszym dzieciom autografy” – tak mówiły koleżanki. Każdy marzył o spotkaniu ze swoim idolem albo chociaż o autografie. Pani Krystyna wiele razy podkreśla, że było to wielkie wydarzenie dla mieszkańców Bydgoszczy. Oprócz wyjątkowych aktorów, pani Cofta wspomina także pomysłowe sposoby urozmaicenia odcinków seriali. W dzisiejszych czasach używa się nowoczesnych technik komputerowych do różnego rodzaju efektów. Jak radzono sobie dawniej? Podczas sceny wysadzania śluzy w Ritzen, wzburzone fale zostały stworzone za pomocą proszku do prania o wdzięcznej nazwie „ixi”. Pan Adam wspomina, że do wywołania wybuchów używano magnezji, którą palono na metalowych prętach. Pani Krystyna dodaje, że , jak na tamte czasy. „Specjalnie śmieci oraz połamane konary wrzucano do wody, żeby wyglądało, jak po wybuchu”. Ponieważ akcja rozgrywała się podczas jesieni, a film kręcono pod koniec lata, zaprzągnięto statystów do obrywania liści z drzew. Było to nie lada trudne wyzwanie. A jak radzili sobie ze scenami wojennymi? Nie mieli tak dużo żołnierzy, więc kręcili ich kilka razy. Nieskupiony widz nie zauważał, że wojsko chodziło ciągle w jedną stronę. Aktorzy byli profesjonalistami i radzili sobie w każdych warunkach. Bez względu na pogodę i samopoczucie.
Zarówno Panie Krystyna i Elwira, jak i Pan Adam zgodnie twierdzą, że były to jedne z najpiękniejszych wspomnień z młodych lat. Dzieci bawiły się w gangi naśladując bohaterów kultowego serialu. Pewnej nocy po kręceniu scen strzelaniny w budynku, w którym pracowała Pani Cofta, podczas przerwy dzieci podbiegały do niej i prosiły o łuski pozostawione po wystrzale.
Historia pokazuje, że na przełomie lat młodzi ludzie niezmiennie wzorują się na swoich idolach. Podczas wojny popularna była tematyka polityczna i taka też wyróżniała się w serialu „Czterej pancerni i pies”. Ówczesna młodzież interesowała się historią Polski, dlatego z chęcią oddawała się oglądaniu serialu. Można zauważyć, że pozycja aktora zmieniła się z wykształconego, inteligentnego, wychowanego i profesjonalnego w swoim fachu, w przypadkową osobę. Kiedyś aktor stał wysoko na piedestale społecznym. Pani Elwira, Pani Krystyna i Pan Adam wciąż powracają do młodzieńczym chwil z serialem „Czterej pancerni i pies” i wspominają wspólnie spędzone z aktorami chwile na planie.
Warto sobie zadać dwa pytania – czy aktualnie ludzie też mogą wzorować się na swoich idolach? A także: Czy aktorzy XXI wieku mają tyle finezji, co „gwiazdy” przedstawione przez naszych świadków?